poniedziałek, 8 lutego 2016

Zmiany,zmiany,zmiany...

Witajcie!

Na wstępie chciałabym podziękować Wam za coraz większą liczbę wyświetleń. Nawet nie wiecie jak wielka jest to radość :) Gdybyście jeszcze komentowali... Byłabym najszczęśliwsza na świecie. 
 Dzisiaj przychodzę do Was z postem, w którym opiszę Wam ostatnie dni, a także zaprezentuję kolejny przepis :D 
                                                           Zapraszam!!! 

Zacznę może od Tłustego Czwartku . Wy też w  ten dzień jesteście zewsząd atakowani pytaniami o pączki? Ile zjadłaś/eś? Jakie lubisz? Kupujesz czy robisz sam? A czy ktokolwiek z nas zna w ogóle ich historię? I czy wiemy dlaczego tego dnia bezkarnie wcinamy tyle słodkości? Podobne pytania zadała mi moja mała Kruszynka (czyt. młodsza siostra). Aby odpowiedzieć jej na te wszystkie pytania, wystukałam w Google co i jak. Wiele się dowiedziałam. Nie będę Was tym zanudzać, ale opowiem Wam ciekawostkę. Z czym zdarzyło się Wam zjeść pączki? Z różą, konfiturą,serem,adwokatem,budyniem,czekoladą... A  wyobrażacie sobie pączka z...

 Boczkiem albo słoniną?

BBLLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE 

Wydaje się to ohydne, ale wyobraźcie sobie, że właśnie w takiej formie jadło się pączki w średniowieczu, a nawet w starożytnej Grecji. 
W Tłusty Czwartek obudziłam się bardzo wcześnie, a wiedzcie, że jeśli mówię tak, to moje paczadła otworzyły się o 4-5 zamiast tradycyjnie o 6. Pomimo nowego routera, internetu nie było. Cichutko, na paluszkach, potuptałam do przedpokoju i wspięłam się na krzesło, po czym zresetowałam połączenie i wróciłam do łóżka. Po wielu komplikacjach zaczęłam oglądać serial, a ok. 7 przyszła mama i podreptałyśmy po pączki. Wszędzie kolejki jak za komuny hahaha. Jednak w końcu udało nam się kupić pączki w Społem, które zapakowane  były w metrowej długości kartony, a do tego przy zakupie dziesięciu pączków, jedenasty dostawało się gratis!!! Na koniec wpadłyśmy do biedronki, ale nie było moich pączków z czekoladą, jedynie donaty. 


Gdy przyszłyśmy do domu było dopiero chwilę po 8, a ja zdążyłam zrobić już tyle rzeczy xD Z biedronki wyszłyśmy nie tylko z pączkami, ale i z puzzlami dla mojej młodszej siostry. Dlatego, gdy tylko obudziła się, zaczęłyśmy je układać i urządziłyśmy wyścig z moją drugą siostrą. Uwielbiam tak się bawić z Kruszynką... Iskierki szczęścia w jej oczach to coś wspaniałego. Po obiedzie wybrałam się ze starszą siostrą na mały spacer. Miałyśmy jechać rowerami, jak to mamy w zwyczaju, ale pogoda była nieciekawa. Najpierw padał grad, a potem już było tylko pochmurno.


 Ula bardzo chciała spróbować pączków w Pączkarni, ale szybko zrezygnowała. A dlaczego? Oto powód:
                                                   Kolejka ciągnąca się przez całą ulicę ;_;
Jednak znalazłyśmy coś lepszego, 666 razy lepszego! Lody pączkowe <33 Kocham Lizing


Chwilę po spałaszowaniu pysznych lodów, poszłyśmy do Carrefoura po prawdziwy cel naszej wyprawy, którym nie były pączki hahaha, a puzzle.
No i zaczęłyśmy układanie...
Tak czas zleciał nam do północy i zakończył się Tłusty Czwartek.
Napadu nie było, ale zjadłam dużo, wiec następnego dnia mój żołądek umierał, a całe ciało... Nie wiem co się ze mną działo, ale myślę, że gdyby koś zrzucił mnie z wieżowca, a następnie rozjechał tirem i posiekał na kawałki to czułabym się tak samo. Dodam, że nie choruję od roku, więc było to tym bardziej dziwne. Przez złe samopoczucie, zgagę, chyba gorączkę i inne fefefujka sprawy jedyne co tego dnia zrobiłam to trening i dokończenie puzzlowego dzieła. Niewyobrażalna satysfakcja.


Efekt jest fenomenalny i szczerze mówiąc, zdjęcie nie oddaje tego nawet w połowie.
Kolejne dni płynęły bez większych przygód ( chyba, że genialna gra w karty z Anią i tatą oraz pieczenie jej wyśmienitego, imieninowego ciasta to jakaś sensacja xD). Za to w poniedziałek (czyli dziś) wybierałam się do Kasi( koleżanka z klasy), która mieszka w dzielnicy Wrocławia, która spokojnie mogłaby być odrębnym miasteczkiem. Rano musiałam wyruszyć, jechać trzema tramwajami, aż w końcu po godzinie dotarłam na miejsce. Tam czekała na mnie Kasia i zabrała mnie do pewnej kawiarni. Była mała, przytulna i urządzona z pomysłem i smakiem. Zresztą sami zobaczcie ;)
Drzwi toalety

Zegar na ,,książkowej" ścianie


 Do tego był też kominek w telewizorze, ale zdjęcie wyszło niewyraźne :c Zaserwowano nam specjalność lokalu. Zimową, jabłkowo-cynamonową herbatę rozgrzewającą w meeeega uroczym słoiku z rączką i sernik cini minnis.
Miałam okazję spróbować truskawkowego cini minnis i zjeść truskawkę w zimie! Sernik był OBŁĘDNY.
Pospacerowałyśmy po parku, w którym Kasia pokazała mi pałacyk i ryzykując życie, udałyśmy się poboczem do jej domu na osiedlu oddalonym o parę kilometrów. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że nie ma tam drogi, ani nawet porządnego pobocza. Nic nas jednak nie przejechało i szczęśliwie dotarłyśmy do domu, gdzie czekała na nas jej starsza siostra i kotka. Wypiłyśmy herbatę, zjadłyśmy tosty z opiekacz, które kocham, a do których nie mam sprzętu i poszłyśmy przejść się na osiedle. Normalnie paliłam się z zachwytu i zazdrości. Moim największym marzeniem było zawsze mieszkanie w takim miejscu, a nie zwykłym, szarym bloku, choć mój szary nie jest, bo zwą go ,,Papuga". Kasia jest mega kochana i cieszę się, że mogę z nią szczerze porozmawiać. Mamy podobne problemy w rodzinie, więc rozumiemy się bardzo dobrze. Kasia wspomniała też o tym, że bardzo widać jak pogorszyły się relacje moje z panną M. i że są dni, kiedy się do siebie nie odzywamy. Nie wiedziałam, że widać to tak bardzo, ale cóż...Przegrałam ze zdrowym żywieniem,jogą, bieganiem... Ona woli to niż przyjaźń ehh... Pomimo ciężkich tematów mój humor był cały czas 16/13. Gdy przyszłyśmy, piłyśmy herbatę zieloną  z pigwą i cytrusami (polecam!), oglądałyśmy Sherlocka Holmesa, którego Kasia kocha, a którego rysowany ołówkiem portret,oprawiony w ramkę, załatwiłam jej na urodziny. Serial świetny, naprawdę. Kocham seriale kryminalne. Chciałyśmy zrobić rodzicom Kasi przyjemność i upiekłyśmy im ciasto, lekko modyfikując przepis Lidla, który Wam tu wstawiam.
                     http://kuchnialidla.pl/product/placek-ze-sliwkami-i-beza
Modyfikacja polegała na tym, że zamieniłyśmy śliwki na jabłka. Przy robieniu było mnóstwo śmiechu, a bezę trzeba było ubijać dwa razy, ponieważ nam opadła. Efekt był, nieskromnie mówiąc, fenomenalny. Podałyśmy go na ciepło z lodami i bitą śmietaną,


                     A tu ostatnie już zdjęcie. Artystycznie przyszykowany prze Kasię obiad.
Ryż basmanti z curry,kurczakiem,krewetkami,warzywami.

Kasia je w domu dość niekonwencjonalnie hahah xD Było pyszne i ostre,czyli takie, jak lubię najbardziej.
Potem Kasia z tatą odwieźli mnie do domu, a ja zaraz po kąpieli zabrałam się za robienie posta, który jak mam nadzieję, spodobał się.


Proszę odezwijcie się w komentarzach,

                                          ~ Wasza Pacynka
 

1 komentarz:

  1. Ach to właśnie to są te wybitne lody pączkowe! Magia :D Kruszyna? Boski pseudonim :) Ty się nigdy nie nudzisz, bije od Ciebie energia i życie, trzymaj tak dalej :D P.S- moja siostra uwielbiała takie ogromniachne puzzle, potrafiła je układać całe dnie :)

    OdpowiedzUsuń