niedziela, 21 lutego 2016

Komplementy a samoocena

Witajcie ponownie :D
 Jest Was tu coraz więcej, wyświetleń przybywa, a nawet czytają mnie osoby, o których obecności tu, nawet mi się  nie śniło. Małe, a cieszy, naprawdę. Dzisiaj przychodzę do Was z postem, w którym poznacie troszku pacynkowych rozmyślań. Może najprościej będzie, gdy opiszę Wam ostatnie dwa dni, które ściśle łączą się z tematyką dzisiejszego wpisu.
                                                           Miłej lektury!!! 
 Od środy w mojej szkole odbywały się rekolekcje. Musicie wiedzieć, że mam to (nie)szczęście uczęszczać do szkoły katolickiej. Kiedyś pomimo profilu była ona wspaniała, ale potem zmiana dyrektorki, katechetki i WSZYSTKO się posypało, dosłownie. Na szczęście jeszcze tylko pół roku i wylecę stamtąd jak na skrzydłach. Wracając do rekolekcji. Drugiego dnia odbywały się one częściowo w szkole mojego hmmm znajomego. Poszliśmy tam razem ze szkołą i uczestniczyliśmy w spotkaniu z dwoma, byłymi narkomanami. Było bardzo ciekawie, każdy z nich opowiadał nam swoja historię. Ujrzeć łzy w oczach trzydziestoletniego faceta to naprawdę jest coś. Po zakończonych zajęciach z ust mojego kolegi padła propozycja ,,Idziemy do maca?" Nastąpiła u mnie natychmiastowa trzęsawka rąk, a w głowie odezwały się potworki. Wiecie kiedy ja ostatni raz jadłam coś w mc donaldzie?Wieki temu. Oczywiście zawsze istniała opcja, żeby pójść i po prostu nic nie brać. Jak zwykle zresztą. W tym jednak momencie odezwał się we mnie drugi głos. Normalne, zdrowe nastolatki chodzą do takich miejsc, jedzą takie jedzenie i nie dość, że żyją to jeszcze do tego nie ważą 666 ton, a ja nie mogę? I tak oto wylądowałam z kolegami w fast foodzie, popijając szejka i podkradając im frytki. Szczęki im opadły i słyszałam tylko ,, Ty coś bierzesz? Cud!!!" Byłam z siebie zadowolona, naprawdę. Niesamowicie i mocno, bo zrobiłam krok ku zdrowiu. Zadowolona wróciłam do domu i potem już nie było nic ciekawego. Ostatniego dnia odbywały się rekolekcje poza szkołą. Jechałam rowerem i usłyszałam wołania moich kolegów hahaha. Stali ze wszystkimi na przystanku tramwajowym, a ja wyprzedziłam ich i pierwsza dotarłam na miejsce. Pomyślałam, że może chcielibyście zobaczyć staruszka, na którym pokonuję tyle kilometrów w swoim życiu :3 Jest kilka razy starszy ode mnie, ale daje radę!

Zdjęcie z wakacji ;) Wiem, paznokcie piękne xD
 Gdy dotarłam na miejsce musiałam chwilę zaczekać, aż reszta szkoły też dotrze i weszliśmy do oratorium. Nie będę Wam opowiadać rekolekcji, bo zanudzilibyście się na śmierć, ale chcę poruszyć temat, który trochę się z nimi wiąże.Znacie to uczucie kiedy coś zapowiada się fajosko, a potem okazuje się lipne? Kupujecie w cukierni apetycznie wyglądające ciastko, a po pierwszej łyżeczce macie dość? Poznajecie kogoś, a on po bliższym poznaniu okazuje się niefajny? Albo ktoś opowiada Wam jakie coś jest super, a Wy wierzycie, po czym się zawodzicie? Myślę, że znacie.Tak też było z księdzem, który prowadził nam rekolekcje. Większość z osób, które poznały go wcześniej mówiły, że jest mega fajny, młodzieżowy itd. Z dobrym nastawienie ujrzałam go pierwszy raz. Niestety pozytywy na tym się skończyły. Wcale nie zachęcił mnie do siebie swoim zachowaniem. Jednak nadziei tracić nie wolno!!! Ostatniego dnia, po bliższym poznaniu okazał się całkiem fajny :3 Miałam okazję zamienić z nim parę zdań po zakończeniu rekolekcji.
 Teraz może przejdźmy do właściwego tematu posta, ponieważ jakoś nijak nie mogę się ,,wbić" w niego i jakoś składnie napisać.
 W dzisiejszym świecie bardzo dużo mówi się o samoocenie, samoakceptacji. Biorąc gazetę do ręki niezwykle często na pierwszych stronach dostrzeżemy artykuły ,,Pokochaj siebie!" itp, a zaraz za nimi przepis na bajecznie pyszne ciasto. 
Jak już jesteśmy przy cieście to polecam wszystkim sernik japoński :P
Chwilę później, przeglądając kolejne artykuły zewsząd uderzą Nas informacje jak schudnąć i osiągnąć wymarzoną figurę :')  Taki jest niestety dzisiejszy świat. Bardzo łatwo się w tym wszystkim pogubić. Aż za dobrze wiem to z własnego doświadczenia. Przyznam się Wam, że kilka lat temu ktoś bardzo poważnie zaburzył moje myślenie o mnie samej. Kiedy jest się codziennie, boleśnie przekonywanym o własnej beznadziejności, ciężko kochać odbicie w lustrze. Dlatego przestrzegam Was. Zanim kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy powiedzieć komuś coś przykrego, ugryźcie się w język i zastanówcie 13 razy. Takie słowa zostają później w głowie na lata. Wiadomo, że czym innym jest hejt, a po prostu negatywa opinia, ale najlepiej powstrzymywać się od obu z tych rzeczy. Myślę, że nie jeden raz usłyszeliście, że ludziom, którzy kochają siebie, swoje wady i zalety, żyje się łatwiej. Jest w tym 100% prawdy, a nawet 113%, w porywach do 116% hahaha :D  Nie jest to jednak proste. Niektórzy muszą pracować na to każdego dnia przez wiele lat. W czasie rekolekcji mój znajomy, który chlubi się mianem fotografa szkolnego, ścigał mnie z aparatem. Nienawidzę niepozowanych zdjęć. Moje grzywka jest rozczochrana, twarz gruba i generalnie wyglądam +13kg.W chwilach, gdy widzę takie zdjęcia moja samoocena diametralnie spada. Założyłam się z nim, że jak zrobi mi zdjęcie, na którym będę wyglądała jak człowiek to pójdę z nim na sesję, na którą mnie namawia wciąż nieprzerwanie i chyba nigdy nie odpuści. Tego dnia usłyszałam dość sporo komplementów. Zaczęło się rano, gdy pisałam właśnie  z panem H. i wysłałam mu zdjęcie w sukience z zapytaniem jaką marynarkę lub sweter do niej założyć hahaha Takie nasze pierdoły. Wtedy to pierwszy raz usłyszałam, że ładnie wyglądam. Później to samo powtórzyła mi moja koleżanka, widząc mnie w sukience. To niezbyt częsty widok patrząc na to, że jestem typem chłopczycy. Przynajmniej byłam.Jakby komplementy działały tak szybko jak te złe słowa to miałabym o sobie mniemanie co najmniej miss świata :')  W dalszej części dnia pan H. usilnie próbował mnie przekonać, że korzystnie wyglądam na jego fotografiach. W tym dniu rekolekcji miałam mieć z kolega scenkę. Działam prężnie w samorządzie szkolnym i właśnie w kółku teatralnym. Sporo pomagałam przy przygotowywaniu rekolekcji i części artystycznej . Wyszło całkiem okeyka :3 Tak jak już wspominałam po rekolekcjach chwilę rozmawiałam z księdzem. Powiedział mi kilka ważnych rzeczy. Oprócz tego, że nadmienił, że fajna ze mnie dziewczyna, inteligentna i miła ( dla kogo miła, dla tego miła xD) to przykazał mi, żebym walczyła trzykrotnie bardziej o rzeczy, które mi nie wychodzą. Pracowała nad nimi sumiennie i wytrwale, bo sukces w nich będzie trzykrotnie większy. Skojarzyło mi się to z moją samooceną. Bardzo niska zresztą. Kiedy jakimś cudem osiągnę wreszcie akceptacje siebie i nauczę się żyć w zgodzie z samym sobą to osiągnę jeden z największych sukcesów  w moim  życiu . Ksiądz zawiązał mi na czubku czapki kokardkę z żółtej wstążki mówiąc, że już nie jestem badgirl ( taki mam na niej napis). Spod samego oratorium zabrał mnie tato i pojechaliśmy do zakładu naprawy rowerów. Coś z hamulcem było nie tak. Facet, który był właścicielem zakładu okazał się bardzo fajny i miły, do tego zabawny i jako wisienka na torcie, były mistrz Polski ;3 Pół jego zakładu to rowery, a drugie pól trofea. Miał też kilkanaście(dosłownie) kilogramów krówek ciągutek z logiem jego firmy, uraczył mnie paroma i ekspres do kawy, którego nauczył mnie używać.Z jego ust usłyszałam między innymi, że bystra ze mnie dziewczyna, a do tego w cenę naprawy wliczył... dresy xD Zabawny facet. Następnym celem naszej podróży był decathlon. Moje buty do biegania po pięciu latach  użytkowania były już tak dziurawe , że tato o dziwo sam zaproponował mi nowe. W sumie buty za 60 zł przez pięć lat to mega interes. Prócz butów zaopatrzyłam się też w kominiarkę. Było mi głupio, że tato wydaje na mnie 60 zł podczas, gdy moi znajomi na zakupach wydają 1000zł bez mrugnięcia okiem. Potem wróciliśmy do domu.Tego wieczoru zasnęłam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Następnego dnia spotkała mnie przykra sytuacja z mamą. Moje kontakty z nią są co najmniej złe. Z powodu pierdoły zrobiła mi i tacie awanturę, a tym samy zyebała mój humor na resztę dnia. Usłyszałam z jej ust tyle przykrych slow... Głupio pisać o czymś takim w internecie, ale taka jest prawda. Spokojnie mogłaby się równać z moim prześladowcą z dawnych lat w obrażaniu mnie i poniżaniu.
Te dwa dni dały mi dużo do myślenia odnośnie tego jak czyjeś słowa i nasz humor wpływają na postrzeganie siebie i samoakceptację. A wpływają, za przeproszeniem, cholernie. W dniu kiedy usłyszałam wiele dobrych słów mój humor był dobry. Patrzyłam do lustra i miałam ochotę je zbić odrobinę mniej niż zwykle. Za to, gdy usłyszałam z czyiś ust przykre słowa albo zobaczyłam średni wygląd na zdjęciach od razu humor był gorszy. Tak to właśnie w dużej części działa. Sztuką jest nieprzejmowanie się opinią innych. Wiecie, że zwykle nasze kompleksy widzimy głównie my? Dlatego nie mówmy o nich głośno. Kryjmy je, a na wierzch wyciągajmy nasze zalety. Do tego zaakceptujmy to, że KAŻDY wady ma i nic tego nie zmieni, nic! Dystans do siebie to naprawdę przydatna w życiu cecha. Najczęściej osoby, które po nas jadą mają ogromne problemy ze sobą i wyżywają się na innych. Jest to tak debilne i egoistyczne, że w głowie mi się to nie mieści...I tu apel do Was, drugi już. Każdego dnia wstańcie i powiedźcie sobie, że jesteście piękni, a wiecie dlaczego?

        BO NAPRAWDĘ JESTEŚCIE!!!
 I nie pozwólcie nikomu wmówić sobie, że jest inaczej. Kiedy uwierzy się w swoją beznadziejność naprawdę trudno poprzestawiać sobie w głowie. Hejtują bezmózgie żmije plujące jadem.
Wiecie jedną z oznak moich rożnych hmmm doświadczeń, zaburzeń i problemów jest to, że nijak nie umiem komplementować siebie. Przyznać, że coś zrobiłam dobrze też nie. Jednak każdego dnia nad tym pracuję. Tak samo jak stworzyłam to co widzieć poniżej. Na konkurs z małą siostrą. I gdyby ktoś inny mi to pokazał to zapewne podobałoby mi się, ale swojej pracy pochwalić nie umiem...
projekt sukienki na konkurs

z bliska
 A tutaj parę zdjęć :)
słonće
zabawa na rekolekcjach

japciowo-mymamonowa przekąska

powrót ze szkoły
 
pamiętnik :3
To już tyle na dziś. Miałam za dużo myśli w głowie i możliwe, że jest to dość chaotyczny wpis, ale mam nadzieję, ze się Wam spodoba.
                                                                                 ~Wasza Pacynka

2 komentarze:

  1. ale jesteś zakręcona! I to, że przełamujesz swoje słabości! Brawo <3 Rekolekcje, tęsknie za takimi szkolnymi, co prawda mam na studiach i dzisiaj mi się skończyły, ale to nie to co już kiedyś. Mi się paznokcie podobają :D Co do kiecki i jej projektu, może powinnaś iść w tym kierunku, twórcza z Ciebie osóbka ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Twórcza owszem :) uwielbiam robić DIY i dużo takich rzeczy spod moich rąk wychodzi, ale co do przyszłości... Jeśli marZenia się spełnieniają to będę kroić nie materiał, a ludzi :P

    OdpowiedzUsuń