niedziela, 28 lutego 2016

Jeśli to pamiętasz... Miałeś super dzieciństwo! cz.2

Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z drugą częścią notki o dzieciństwie. Uzbierało się tego naprawdę sporo, więc bez przedłużania zapraszam do czytania :)


2. Zabawki 

~ Barbie
Drogie, piękne i pożądane przez większość dziewczynek. Ja miałam to szczęście, że ciocia z Ameryki przywoziła mi oryginalne lalki Barbie i mam je do dziś :)
~ Bransoletki
Jeszcze niedawno były bardzo popularne :) Wymieniałam się nimi na przerwach itd
~ Butelka
Nadal pozostaje dla mnie zagadką, jak te mleko tam znika i wraca hahaha :)
~ Didl
Szał na tą mychę był w czasie mojej podstawówki. Nie pamiętam bajki, ale gadżety i te sprawy. Ceny niestety były zniewalające ;c
~ Furby
Tu już pamiętam bajkę! Oprócz niej w np. mc donaldzie można było kupić pluszaka.
~ Gameboy
Zabawka mojego wczesnego dzieciństwa, która powstała jeszcze za maleńkości naszych rodziców!



~ Gazetki
Kupowałam różne. Księżniczka, Kubuś Puchatek, Łamigłówki, Odlotowe Agentki. Zawsze patrzyło się najbardziej na zabawkę, która była dołączona hahaha xD



~ Gniotki
Do kupienia za grosze w każdym kiosku. Niestety to jak łatwo się rozwalały i ile było z tym sprzątania, przyczyniło się do tego, że moja mama zrobiła zakaz wstępu do domu z nimi :D


~ Hot wheels
W dzieciństwie byłam chłopczycą, więc tym także się bawiłam.


~ Gra w kabla, gumę, skakanie na skakance
Zabawy, które na pewno pamiętają jeszcze nasze mamy. W podstawówce byłam klasowym mistrzem skakanki. Kto umiałby teraz zrobić podwójny skok lub skakankę na krzyż?



~ Karteczki
Tu występował zawsze handel wymienny, niczym w średniowieczu hahaha xD Miałam całe segregatory, ułożonych starannie, bajkami karteczek. Gorzej, gdy taki segregator spadł...

~ Zabawki z kinder niespodzianki
Zbieranie całych kolekcji, stosy zabawek pochowanych w pudełkach... Kto pamięta?


~ Lego
Do dziś buduję z siostrą istne fortece. To magiczne, jak wspaniałe cuda można z nich wyczarować <333

~ Luneta z mozaiką
Może nie była to jakoś niesamowicie fascynująca zabawka, ale myślę, że przewinęła się przez ręce każdego z nas.
~ Glutki, łapki
Kupowane w automatach, nad morzem. Na zdjęciu widać to co tak często przyklejało się do ściany. Trudniej było to za to ściągnąć z sufitu ;')))) Tych drugich, z mini puszeczek, zdjęcia nie znalazłam.

~ Mario
Pierwsza gra komputerowa, którą kocham do dziś :)



~ Pamiętnik na hasło
Osobiście nigdy go nie miałam, ale za to moja koleżanka już tak. Kiedyś podała mi hasło i ucieszona chciałam go otworzyć. Jednak okazało się, że pamiętnik zapamiętuje również głos. #zawóddziecińśtwa

~Petshopy
W tym przypadku również zbierało się całe kolekcje tego. Zawsze marzyłam o jaszczurce, której nie dostałam. Za to miałam jednorożca.

~ Gumowe pierścionki z napisami
Zawsze, gdy uciekł mi i mojemu rodzeństwu tramwaj, aby zabić 20 minut czekania, szliśmy do Chińczyka. Tam za 10 gr można było kupić właśnie coś takiego. Najbardziej pożądany był czarny z napisem love, który zdarzał się niezwykle rzadko.
~ Pieski reagujące na gwizdek
Nigdy takiego nie miałam, ale reklamy widziałam w telewizji co chwilę.

~ Polly
To chyba moja największa kolekcja dzieciństwa, którą nadal mam w domu. Bawi się tymi lalkami moja siostra, a ja szyję im ubranka, robię sprzęty z lego i buduję domki. Najlepsze lalki na świecie!!! Moją ulubioną lalkę dostałam za szycie mi wargi bez znieczulenia. Do dzisiaj, zawsze jest główną bohaterką hahaha


~ Pony
Bajka, maskotki, lalki. Zawsze służyły mi, jako konie dla polly.
 
 ~ Rybki
Taka gra dla zręczności palców :)
~ Samochodzik
Pierwszy samochód każdego dziecka. Siadało się na nim i z wielkim hałasem odpychało się od chodnika.
~ Sikająca lalka
Nocnik, butelka i dziurka wiadomo gdzie :D Kiedyś podałam mojej lalce kaszkę, zapchała się i nici z sikania.
~ Sprężyna
Zabawka, która miała tyle zastosowań, ile wytworzyła nasza wyobraźnia, więc ja swoją używałam na 649269264528169 sposobów. Gorzej, gdy się zaplątała.
~ Tablica
Super sprawa oprócz tego, że nie wymazywało się wybranych rzeczy tylko wszystko.


~ Tamagotchi
Totalny hit! Zajmowanie się małym stworzonkiem. Fajne było, gdy co jakiś czas można było iść do pracy (cyrk najlepszy!) albo szkoły. Kiedyś przypadkiem połączyłam się z innym tamagotchi i w moim urządzonku pojawiły się dwa nowe osobniki, dzieci. Jakim cudem ja to wszystko jeszcze pamiętam ;')))

~ Telefon z wodą
Gra dla cierpliwych. Trzeba było wszystkie kółeczka wbić na paliki.

~ Tetris
Tu chyba nie trzeba zbyt wiele opowiadać xD
~ Trikolina
Skoczna, świecąca w ciemności, z dodatkami.. Do koloru, do wyboru.

~Jojo
Tyle fajnych rzeczy można było tym zrobić. Tylko te supełki robiące się na sznurku...
~ Marsjanki
Same w sobie były ohydne, ale dołączone do nich zabawki już całkiem całkiem fajne.
~ Balony
Na wielu urodzinach były fajną atrakcją :D
~ Kulki szklane
One również miały miliony zastosowań.

~Zestaw małego malarza
Wszystko w jednym :3





Uffffff to już wszystko. Sami przyznajcie, że mało tego nie było :D Mam nadzieję, że czytając to na Waszych twarzach pojawił się uśmiech,a przed oczyskami wspomnienia.

            Sprawcie by ten dzień był jak najlepszy!!!

Ławkowa twórczość

 
Musicie mi dzisiaj wybaczyć brak zdjęć mojego autorstwa (prócz tego wyżej), ale od trzech dni mam nowy telefon i nie zrobiłam jeszcze zdjęć, które nadawałyby się do dodania tu.
 
                                               ~Wasza Pacynka

niedziela, 21 lutego 2016

Komplementy a samoocena

Witajcie ponownie :D
 Jest Was tu coraz więcej, wyświetleń przybywa, a nawet czytają mnie osoby, o których obecności tu, nawet mi się  nie śniło. Małe, a cieszy, naprawdę. Dzisiaj przychodzę do Was z postem, w którym poznacie troszku pacynkowych rozmyślań. Może najprościej będzie, gdy opiszę Wam ostatnie dwa dni, które ściśle łączą się z tematyką dzisiejszego wpisu.
                                                           Miłej lektury!!! 
 Od środy w mojej szkole odbywały się rekolekcje. Musicie wiedzieć, że mam to (nie)szczęście uczęszczać do szkoły katolickiej. Kiedyś pomimo profilu była ona wspaniała, ale potem zmiana dyrektorki, katechetki i WSZYSTKO się posypało, dosłownie. Na szczęście jeszcze tylko pół roku i wylecę stamtąd jak na skrzydłach. Wracając do rekolekcji. Drugiego dnia odbywały się one częściowo w szkole mojego hmmm znajomego. Poszliśmy tam razem ze szkołą i uczestniczyliśmy w spotkaniu z dwoma, byłymi narkomanami. Było bardzo ciekawie, każdy z nich opowiadał nam swoja historię. Ujrzeć łzy w oczach trzydziestoletniego faceta to naprawdę jest coś. Po zakończonych zajęciach z ust mojego kolegi padła propozycja ,,Idziemy do maca?" Nastąpiła u mnie natychmiastowa trzęsawka rąk, a w głowie odezwały się potworki. Wiecie kiedy ja ostatni raz jadłam coś w mc donaldzie?Wieki temu. Oczywiście zawsze istniała opcja, żeby pójść i po prostu nic nie brać. Jak zwykle zresztą. W tym jednak momencie odezwał się we mnie drugi głos. Normalne, zdrowe nastolatki chodzą do takich miejsc, jedzą takie jedzenie i nie dość, że żyją to jeszcze do tego nie ważą 666 ton, a ja nie mogę? I tak oto wylądowałam z kolegami w fast foodzie, popijając szejka i podkradając im frytki. Szczęki im opadły i słyszałam tylko ,, Ty coś bierzesz? Cud!!!" Byłam z siebie zadowolona, naprawdę. Niesamowicie i mocno, bo zrobiłam krok ku zdrowiu. Zadowolona wróciłam do domu i potem już nie było nic ciekawego. Ostatniego dnia odbywały się rekolekcje poza szkołą. Jechałam rowerem i usłyszałam wołania moich kolegów hahaha. Stali ze wszystkimi na przystanku tramwajowym, a ja wyprzedziłam ich i pierwsza dotarłam na miejsce. Pomyślałam, że może chcielibyście zobaczyć staruszka, na którym pokonuję tyle kilometrów w swoim życiu :3 Jest kilka razy starszy ode mnie, ale daje radę!

Zdjęcie z wakacji ;) Wiem, paznokcie piękne xD
 Gdy dotarłam na miejsce musiałam chwilę zaczekać, aż reszta szkoły też dotrze i weszliśmy do oratorium. Nie będę Wam opowiadać rekolekcji, bo zanudzilibyście się na śmierć, ale chcę poruszyć temat, który trochę się z nimi wiąże.Znacie to uczucie kiedy coś zapowiada się fajosko, a potem okazuje się lipne? Kupujecie w cukierni apetycznie wyglądające ciastko, a po pierwszej łyżeczce macie dość? Poznajecie kogoś, a on po bliższym poznaniu okazuje się niefajny? Albo ktoś opowiada Wam jakie coś jest super, a Wy wierzycie, po czym się zawodzicie? Myślę, że znacie.Tak też było z księdzem, który prowadził nam rekolekcje. Większość z osób, które poznały go wcześniej mówiły, że jest mega fajny, młodzieżowy itd. Z dobrym nastawienie ujrzałam go pierwszy raz. Niestety pozytywy na tym się skończyły. Wcale nie zachęcił mnie do siebie swoim zachowaniem. Jednak nadziei tracić nie wolno!!! Ostatniego dnia, po bliższym poznaniu okazał się całkiem fajny :3 Miałam okazję zamienić z nim parę zdań po zakończeniu rekolekcji.
 Teraz może przejdźmy do właściwego tematu posta, ponieważ jakoś nijak nie mogę się ,,wbić" w niego i jakoś składnie napisać.
 W dzisiejszym świecie bardzo dużo mówi się o samoocenie, samoakceptacji. Biorąc gazetę do ręki niezwykle często na pierwszych stronach dostrzeżemy artykuły ,,Pokochaj siebie!" itp, a zaraz za nimi przepis na bajecznie pyszne ciasto. 
Jak już jesteśmy przy cieście to polecam wszystkim sernik japoński :P
Chwilę później, przeglądając kolejne artykuły zewsząd uderzą Nas informacje jak schudnąć i osiągnąć wymarzoną figurę :')  Taki jest niestety dzisiejszy świat. Bardzo łatwo się w tym wszystkim pogubić. Aż za dobrze wiem to z własnego doświadczenia. Przyznam się Wam, że kilka lat temu ktoś bardzo poważnie zaburzył moje myślenie o mnie samej. Kiedy jest się codziennie, boleśnie przekonywanym o własnej beznadziejności, ciężko kochać odbicie w lustrze. Dlatego przestrzegam Was. Zanim kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy powiedzieć komuś coś przykrego, ugryźcie się w język i zastanówcie 13 razy. Takie słowa zostają później w głowie na lata. Wiadomo, że czym innym jest hejt, a po prostu negatywa opinia, ale najlepiej powstrzymywać się od obu z tych rzeczy. Myślę, że nie jeden raz usłyszeliście, że ludziom, którzy kochają siebie, swoje wady i zalety, żyje się łatwiej. Jest w tym 100% prawdy, a nawet 113%, w porywach do 116% hahaha :D  Nie jest to jednak proste. Niektórzy muszą pracować na to każdego dnia przez wiele lat. W czasie rekolekcji mój znajomy, który chlubi się mianem fotografa szkolnego, ścigał mnie z aparatem. Nienawidzę niepozowanych zdjęć. Moje grzywka jest rozczochrana, twarz gruba i generalnie wyglądam +13kg.W chwilach, gdy widzę takie zdjęcia moja samoocena diametralnie spada. Założyłam się z nim, że jak zrobi mi zdjęcie, na którym będę wyglądała jak człowiek to pójdę z nim na sesję, na którą mnie namawia wciąż nieprzerwanie i chyba nigdy nie odpuści. Tego dnia usłyszałam dość sporo komplementów. Zaczęło się rano, gdy pisałam właśnie  z panem H. i wysłałam mu zdjęcie w sukience z zapytaniem jaką marynarkę lub sweter do niej założyć hahaha Takie nasze pierdoły. Wtedy to pierwszy raz usłyszałam, że ładnie wyglądam. Później to samo powtórzyła mi moja koleżanka, widząc mnie w sukience. To niezbyt częsty widok patrząc na to, że jestem typem chłopczycy. Przynajmniej byłam.Jakby komplementy działały tak szybko jak te złe słowa to miałabym o sobie mniemanie co najmniej miss świata :')  W dalszej części dnia pan H. usilnie próbował mnie przekonać, że korzystnie wyglądam na jego fotografiach. W tym dniu rekolekcji miałam mieć z kolega scenkę. Działam prężnie w samorządzie szkolnym i właśnie w kółku teatralnym. Sporo pomagałam przy przygotowywaniu rekolekcji i części artystycznej . Wyszło całkiem okeyka :3 Tak jak już wspominałam po rekolekcjach chwilę rozmawiałam z księdzem. Powiedział mi kilka ważnych rzeczy. Oprócz tego, że nadmienił, że fajna ze mnie dziewczyna, inteligentna i miła ( dla kogo miła, dla tego miła xD) to przykazał mi, żebym walczyła trzykrotnie bardziej o rzeczy, które mi nie wychodzą. Pracowała nad nimi sumiennie i wytrwale, bo sukces w nich będzie trzykrotnie większy. Skojarzyło mi się to z moją samooceną. Bardzo niska zresztą. Kiedy jakimś cudem osiągnę wreszcie akceptacje siebie i nauczę się żyć w zgodzie z samym sobą to osiągnę jeden z największych sukcesów  w moim  życiu . Ksiądz zawiązał mi na czubku czapki kokardkę z żółtej wstążki mówiąc, że już nie jestem badgirl ( taki mam na niej napis). Spod samego oratorium zabrał mnie tato i pojechaliśmy do zakładu naprawy rowerów. Coś z hamulcem było nie tak. Facet, który był właścicielem zakładu okazał się bardzo fajny i miły, do tego zabawny i jako wisienka na torcie, były mistrz Polski ;3 Pół jego zakładu to rowery, a drugie pól trofea. Miał też kilkanaście(dosłownie) kilogramów krówek ciągutek z logiem jego firmy, uraczył mnie paroma i ekspres do kawy, którego nauczył mnie używać.Z jego ust usłyszałam między innymi, że bystra ze mnie dziewczyna, a do tego w cenę naprawy wliczył... dresy xD Zabawny facet. Następnym celem naszej podróży był decathlon. Moje buty do biegania po pięciu latach  użytkowania były już tak dziurawe , że tato o dziwo sam zaproponował mi nowe. W sumie buty za 60 zł przez pięć lat to mega interes. Prócz butów zaopatrzyłam się też w kominiarkę. Było mi głupio, że tato wydaje na mnie 60 zł podczas, gdy moi znajomi na zakupach wydają 1000zł bez mrugnięcia okiem. Potem wróciliśmy do domu.Tego wieczoru zasnęłam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Następnego dnia spotkała mnie przykra sytuacja z mamą. Moje kontakty z nią są co najmniej złe. Z powodu pierdoły zrobiła mi i tacie awanturę, a tym samy zyebała mój humor na resztę dnia. Usłyszałam z jej ust tyle przykrych slow... Głupio pisać o czymś takim w internecie, ale taka jest prawda. Spokojnie mogłaby się równać z moim prześladowcą z dawnych lat w obrażaniu mnie i poniżaniu.
Te dwa dni dały mi dużo do myślenia odnośnie tego jak czyjeś słowa i nasz humor wpływają na postrzeganie siebie i samoakceptację. A wpływają, za przeproszeniem, cholernie. W dniu kiedy usłyszałam wiele dobrych słów mój humor był dobry. Patrzyłam do lustra i miałam ochotę je zbić odrobinę mniej niż zwykle. Za to, gdy usłyszałam z czyiś ust przykre słowa albo zobaczyłam średni wygląd na zdjęciach od razu humor był gorszy. Tak to właśnie w dużej części działa. Sztuką jest nieprzejmowanie się opinią innych. Wiecie, że zwykle nasze kompleksy widzimy głównie my? Dlatego nie mówmy o nich głośno. Kryjmy je, a na wierzch wyciągajmy nasze zalety. Do tego zaakceptujmy to, że KAŻDY wady ma i nic tego nie zmieni, nic! Dystans do siebie to naprawdę przydatna w życiu cecha. Najczęściej osoby, które po nas jadą mają ogromne problemy ze sobą i wyżywają się na innych. Jest to tak debilne i egoistyczne, że w głowie mi się to nie mieści...I tu apel do Was, drugi już. Każdego dnia wstańcie i powiedźcie sobie, że jesteście piękni, a wiecie dlaczego?

        BO NAPRAWDĘ JESTEŚCIE!!!
 I nie pozwólcie nikomu wmówić sobie, że jest inaczej. Kiedy uwierzy się w swoją beznadziejność naprawdę trudno poprzestawiać sobie w głowie. Hejtują bezmózgie żmije plujące jadem.
Wiecie jedną z oznak moich rożnych hmmm doświadczeń, zaburzeń i problemów jest to, że nijak nie umiem komplementować siebie. Przyznać, że coś zrobiłam dobrze też nie. Jednak każdego dnia nad tym pracuję. Tak samo jak stworzyłam to co widzieć poniżej. Na konkurs z małą siostrą. I gdyby ktoś inny mi to pokazał to zapewne podobałoby mi się, ale swojej pracy pochwalić nie umiem...
projekt sukienki na konkurs

z bliska
 A tutaj parę zdjęć :)
słonće
zabawa na rekolekcjach

japciowo-mymamonowa przekąska

powrót ze szkoły
 
pamiętnik :3
To już tyle na dziś. Miałam za dużo myśli w głowie i możliwe, że jest to dość chaotyczny wpis, ale mam nadzieję, ze się Wam spodoba.
                                                                                 ~Wasza Pacynka

piątek, 12 lutego 2016

Jeśli to pamiętasz... Miałeś super dzieciństwo!

Dzisiaj przychodzę do Was z postem dotyczącym wspomnień z dzieciństwa. Każdy z nas na pewno ma takie rzeczy, na których widok mówi ,, o pamiętam jak..." Myślę, że wiele z wymienionych poniżej rzeczy to także Wasze dzieciństwo :) Na pewno o czymś zapomniałam, ponieważ zawsze tak jest, że jak się chce wszystko wypisać to w głowie pojawia się pustka, więc jeśli Wy sobie o czymś przypomnicie to piszcie w komentarzach!



 1) JEDZENIE
 ~ chrupki cheetosy ( także te w niedostępnych już smakach np. hotdogowe, kurczakowe), duszki, maczugi





 ~ lizaki gwizdki
~ hubba bubba
Nigdy nie zapomnę jak mój kolega wcisnął sobie do buzi cztery, ogromne hubby bubby, które dostaliśmy na dzień dziecka w szkole i nauczycielka angielskiego powiedziała, że zaraz przecież się udusi. Kazała mu albo wyrzucić  całą gumę, albo chociaż część, a on... Wyjął ją z buzi, przeciął nożyczkami na pół i schował do kieszeni. hahahahaha :D
~lody kaktusy, lawa,big milk
Najtańsze, a najlepsze. Nigdy ni zapomnę jak spędzając na podwórku całe dnie, latałam do żabki i kupowałam je, a potem jadłam siedząc na krawężniku.
~ andruty
Zawsze głodna i zmęczona po basenie, wybiegałam do mamy, a ona w ręce miała właśnie to cudo.
~wata cukrowa z kubka
To także przysmak ze sklepiku basenowego, ale kryty przed mamą hahaha Wy też zawsze braliście niebieskie lub zielone słodycze mając nadzieje, że ich smak będzie inny niż wszystkie? :D


 ~ lody pałki
Kupowałam je zawsze z bratem za 50gr wracając ze szkoły. Nieważne czy było lato, czy zima. Zawsze wspominając to przypominam sobie, jak pewnego razu przechodziliśmy obok pamiętnego sklepu i powiedziałam do brata ,, To co... postawić Ci pałkę?", a przechodzący obok ludzie popatrzyli na mnie jak na kosmitę hahaha 
~ łamiszczęki
Kolejny, basenowy przysmak. Oto słodycze, które można było jeść dwa tygodnie.

~ lody wodne-kuleczki w papierowej puszcze
Nie wiem czy wiecie o co chodzi, ale na internecie nie znalazłam zdjęcia. Jadłam je z rodzeństwem w tajemnicy przed mamą, bo były wodne.

~ jupik
Mama kupowała mi go na Placu (taki targ, którego niestety już nie ma). Nazywałam to swoją pierwszą colą tyle, że niegazowaną.
~delicje
Tu nie same delicje są wspomnieniem, a sposób ich jedzenia. Pamiętacie? Najpierw czekolada, potem biszkopt, a na końcu galaretka. Przyznać się... Kto nadal tak je? :D
~lody smerfowe
Niebieskie lody <3 Ten strach,że będą podróbą i zamiast smerfowo, smakować będą jak guma balonowa fefefefujka :')
~ oranżada
Powiedzcie, że to  nie ja jestem dziwna i Wy też wcinaliście to zawsze na sucho!



~ słodyczo- pieniądze
Zarówno papierowe, jak i czekoladowe <333


~ gumo-papierosy
Była nawet ulepszona wersja, która dymiła, gdy się w nią mocno dmuchało. Wy też ,,paląc" je czuliście się jak przestępcy? :)
~ paluszki= fajki
Chyba każdy z nas udawał kiedyś, że pali paluszki, zamiast jej jeść xD

~ ciepłe lody
Teraz nie mogę na nie patrzeć, a kiedyś zajadałam się nimi i zawsze połowa kremu lądowała na nosie.
~ kolorki
Dzieciństwo, sentyment i... kolorowy język :P



~ danonkowe lody
Te oczekiwanie, aż się zamrożą i wylizywanie najpierw kryształków lodu XD

~ rosół + maggi = pomidorówka
Wam też się to zdarzyło? Kiedyś przesadziłam z maggi i mój rosół przybrał wygląd pomidorówki, a co najgorsze.. Musiałam to zjeść bleeeee

 ~ żelki
Zawsze czekałam na Jarmark Bożonarodzeniowy, żeby kupować żelki po szkole. Głównie te smerfowe, które paradoksalnie.. Były niedobre.

~gumy kulki
Tanie, a dobre. Zawsze kupowane hurtowo. Szkoda tylko, że tak szybko traciły smak.
 ~ szyszki
Kochałam, kocham i nadal kochać będę <333

Na dzisiaj to już tyle :) Jak widać pierwsza część to dzieciństwo z perspektywy jedzenia. Było tego tak dużo, że musiałam podzielić na kategorię. A co było przysmakiem Waszego dzieciństwa? Piszcie w komentarzach :)

                                                                                               ~Wasza Pacynka